czwartek, 26 kwietnia 2012

Ze śniadania.




Nieopisane "coś" z dzisiejszego śniadania, co uświetniło jedną z mych kanapek. Bardzo smaczne "coś".  Zaimek nieokreślony "coś" można tu zostąpić rzeczownikiem pasta :P. Do smarowania, nadziewania, maczania. Zdecydowanie wypróbuję ją np. do naleśników. Smakowa metamorfoza u mnie, no może ewolucja. Ostatnio moje nastawienie do awokado stało się co najmniej przychylnie. Przy okazji znajduję coraz to nowe kuszące zastosowania dla tego zielony zbiornik nnkt w mojej kuchni.

Dziś popołudniu oficjalnie zaczęłam długi weekend. Jutro pakowanie i nach Berlin :).


środa, 25 kwietnia 2012

Nie taka znowu bretońska.




Nie jestem prawdziwą studentką. Nie nadaję się. Nie ściągam, nie lubię, nie potrafię. Wolę mieć wiadomości w głowie zapisane niż na ściądze lub czyjejś kartce. Może to dziwne. Może niepraktyczne, a nawet głupie. Trudno. Taka już jestem.

Fasolka po "bretońsku", co swoje już zdążyła odleżeć nim ją wstawiłam. Chęć miałam na takie danie tradycyjne, które często mamusia pichciła w czasach jak większą przestrzeń jeszcze zajmowałam. Stęskniłam się, więc postanowiłam te czcigodne danie lekko odświeżyć zgodnie z moimi teraźniejszymi upodobaniami. Ostateczny efekt pozytywny zdecydowanie. 



niedziela, 22 kwietnia 2012

Sałatkowo kuskusowo.



Bo ja cous-cous lubię, a nie było jeszcze u mnie tu. Może nie odkrywcze, ale bardzo smaczne i jak zawsze szybkie w przygotowaniu ;). Taki miks smaków bliskich memu podniebieniu.

Miała być Fashion Week. Miałam zobaczyć jak Łódź udaje Paryż, a poziom lansu na metr kwadratowy przekracza wszelkie dozwolone normy. A tu historia prasy i kolorki się na nieiwele zdadzą.

Bez hormonów źle z hormonami gorzej. Tak w ramach intymnej dygresji.


sobota, 21 kwietnia 2012

Zieleń znowu. W szklance.



Rozleciałam się w sobie. Już nie wyrośnięta, a przerośnięta. Tak przesadnie. Treścią życia nad formą ciała. Ale to nie miejsce na to to moje bolące w środku.

Koktajl śniadaniowy sprzed paru dni odkrywam. Przepis z notesu odrywam. 


czwartek, 19 kwietnia 2012

Ajajjajvar.



Ajvar? Moja wariacja, bo lubię takie smaki. Pomidorowe sosy są wręcz moim uzależnieniem, a ketchup mogę "na sucho" zjadać. Do makaronu idealny. Do posmarowania kanapki też się sprawdził. Do wyjadania prosto z rondelka jak najbardziej. Zastosowań tyle, ile pomysłów w głowie się kłębi. 

Tydzień po weekendzie majowym staje się coraz bardziej przerażający. Jak tak dalej będzie to do Berlina z książkami, a raczej kserówkami i swym wielofunkcyjnym zeszytem.

Od jakiegoś czasu nie mogę komentować osobam, które mają ustawioną weryfikacje obrazkową. Wyskakuje mi "Not found". Czy tylko mój komputer tak nie odnajduje się w cyberprzestrzeni? Czy może ktoś wie jak go uzdrowić? 

Od paru dni wprowadziłam nowy element pod przepisem, czyli Song of the cook. Jeśli ktoś jest więc ciekaw z czym, a raczej przy czym jadłam obiad to zapraszam ;). I przymierzam się w końcu do nowego bannera. 


środa, 18 kwietnia 2012



Chlebem się w końcu pochwalę. Orkiszowy pełnoziarnisty, zdrowy i pyszny. Zdecydowanie muszę się przerzucić na domowe pieczywo - wiadomo o niebo lepsze od kupnego :). Plus długo zachowuje świeżość, a o takich walorach jak bardzo chrupiąca skórka raczej nie muszę wspominać. Niestety w ferworze pracy zapomniałam o posmarowaniu go mlekiem i siemie, którym go posypałam nie przylgnęło. Trudno, poprawię się następnym razem ;p.
Za wzór posłużył mi ten przepis. 
Przyrost rzeczy do pojęcia-ogarnięcia na uczelni jest wprost proporcjonalny do poprawy pogody, niestety. Dobrze, że zbliża się weekend majowy, a zarazem mój wyjazd do Berlina - dam wam wtedy tydzień odpocząć od moich przepisów :p. Czuję, że zrobię tam pokaźne spożywcze zakupy i przywiozę kilka kulinarnych inspiracji, ale niekoniecznie kiełbasiano-ziemniaczanych. 


poniedziałek, 16 kwietnia 2012

Ładny i powabny.


Dziś bez osobistych wynużeń dla odmiany obędzie się. Zaległych przepisów nazbierałam, więc pora je upublicznić. To jeden z "odczarowujących" awokado, zresztą z pozytywnym skutkiem. Przepis na omlet z mlekiem w proszku wpadł mi w oko już dawno temu (nie pamiętam niestety gdzie po raz pierwszy się z nim zetknęłam) i kilka razy już lądował na mym talerzu. Jako że mam alergię na mleko użyłam napoju sojowego w proszku i efekt myślę, że jest podobny. Sos prawie tatarski, tylko znacznie lżejszy i moim kubkom smakowym odpowiada nawet bardziej niż tradycyjny. Nietylko do ryby.


niedziela, 15 kwietnia 2012

Spring, ale tylko w rollsach.


Sajgonkowym dzień. Sajgonki na śniadanie, sajgonki na obiad. Dzielę się śniadaniowymi. Obiadowe, mimo że również pyszne były zbyt resztkowcowe, żeby zaprezentować na blogu ;p. Mój weekend zapiekanych śniadań jest jednym z najsmaczniejszych od dłuższego czasu. Zarówno wczorajsza makaronowa (dzięki Slyvvia), jak i dzisiejsza sajgonkowa (tu podziękowania za inspirację dla Kikimory) niesamowicie mi smakowały. Z pewnością zagoszczą jeszcze u mnie i to nie raz.
Rodzina wyjechała i wreszcie mam chwilę wytchnienia, kilka godzin weekendu jeszcze zostało. Spędzę je pewnie dalej czytając "Dumę i uprzedzenie". Dobrze, bo muszę się pozytywnie naładować przed zajęciami i kolejną wizytą w szpitalu. I Wam miłych ostatnich podrygów niedzieli :).

piątek, 13 kwietnia 2012

Prawie jak...

  by niebochce
, a photo by niebochce on Flickr.
Przeżyłam pobieranie krwi bez omdlenia. Nawet bez plam przed oczami. Dumna jestem z samej siebie. Jeszcze trochę i może polubię się z igłami na nowo ;p. Wynagrodziłam sobie taki minisukces maxifilmem. Dokładnie to udałam się na "Wszystkie odloty Cheyenne'a". Bardzo polecam. Specyficzny klimat, świetna gra aktorska, dobry soundtrack. Kino takie jak lubię. Anyway pracowity wieczór mnie czeka, bo przyjeżdża rodzina z daleka jutro, więc będzie pieczenie ciasta. A skoro mowa o pieczeniu to wczoraj upiekłam mój pierwszy chleb(y). Nie z maszyny. Dotychczas bazowałam głównie na robieniu bułek, a szkoda, bo domowy chleb mniam. Pochwalę się na dniach jeszcze zdjęciem i przepisem ;). Trochę przynudziłam o sobie, wybaczcie.
Zamieszczam dziś przepis, a raczej pomysł na najszybszą minipizzę świata. Lubię takie błyskawiczne rozwiązania, bo niestety nie zawsze czas pozwala na zrobienie czegoś wyjątkowego i wysublimowanego. Spód chrupki, ser się ciągnie, więc wszystko jest na swoim miejscu. Nie przedłużając oto macozza :D.

*Wystąpiła na mym talerzu w towarzystwie sałatki roszponkowo-pomidorowo-oliwkowej.

czwartek, 12 kwietnia 2012

Na przekór czekoladzie.

  by niebochce
, a photo by niebochce on Flickr.
Dzień czekolady? Na przekór będę. Wczorajszy przepis był wystarczająco czekoladowy. Nadal jednak w słodkim klimacie ostatnie ciasto robione przeze mnie na święta. Mało Wielkanocne, ale tata się uparł, że musi być coś z jabłkami. Uznałam, więc że wreszcie zmierzę się z apfelstrudel. Odkąd pierwszy raz obejrzałam Bękarty Wojny (uwielbiam ten film i oglądałam go do tej pory wiele razy) wiedziałam, że muszę go zrobić :D. Jest tam scena, gdy porucznik Hans Landa zamawia właśnie apfelstrudel z bitą śmietaną i szklanką mleka :). Samo ciasto należy chyba do najdziwniejszych jakie robiłam. Konsystencja i rozciągliwość lekko mnie zaskochyły. Mało cukru, mało tłuszczu, więc całkiem zdrowo, zwłaszcza że pokusiłam się o pełnoziarnisty dodatek. Generalnie lekko zmodyfikowałam przepis, ale istotę zachowałam, mam nadzieję.

Ha dziś zjadłam pierwsze lody w tym roku <3. 20 stopni na termometrze przy zachmurzonym niebie, ewidentnie wiosna się panoszy, oby jeszcze słońce się przyłączyło :). Zauważyłam, że często w notkach piszę o pogodzie, ale ma ona spory wpływ na moje samopoczucie (meteopatia?) i dobrze się komponuje tematycznie z mymi kuchennymi podbojami.

środa, 11 kwietnia 2012

Okruchy świąt




Zabrałam się dziś, mimo wybitych dwóch palców u nogi i porannej wizyty u lekarza, za po świąteczne porządki. Na pierwszy ogień poszła babka, którą upiekła na Wielkanoc moja bratowa. Jako że to co zostało z niej już straciło wszelkie walory, czyli po prostu wyschło, mogłam wreszcie zrealizować swą cake popsową fantazję. Od razu dorzuciłam nie najświeższe już owsiane blaty, które nadają chrupkości, a jednocześnie nie ingerują zbytnio w smak. Wszystko zutylizowane zaczyna nowe życie z efektownym wyglądem i niebiańskim smakiem :).

wtorek, 10 kwietnia 2012

Po świątecznie.


Bardzo przejedzeni i przesłodzeni po świętach?:) Mam nadzieję, że nie. Delikatny, kremowy i bez spodu... W rzeczy samej częstuję sernikiem. Przynajmniej wirtualnie, bo rozszedł się błyskawicznie i już nawet okruszki zdematerializowały się w podejrzanych okolicznościach. Robiony na wielkanocny stół, lecz ciasto jest jak najbardziej uniwersalne, co akurat ciężko powiedzieć np. o mazurkach :p. Przepis inspirowany tym.

Ja tymczasem idę ogarnąć swe zmaltretowane ciało. Grunt, że żyję i jestem w jednym (tak mi sie wydaję) kawałku. No i przetrwałam dziecięce tornado w domu. Mała rodzina, a jaka głośna brrr.

Zdjęcia przekroju robione w akcie desperacji, by sfotografować nieco więcej niż aluminiową folię.

sobota, 7 kwietnia 2012

Nie te święta.

  by niebochce

Makowe ciasteczka last minute. Bo tata chciał makowca, mama nie kupiła drożdży, a ciasto francuskie zalegało w lodówce. Tym sposobem narodziły się makowe trójkąty. Nadzienia mi nie wystarczyło i w kilka musiałam zaaplikować domowy dżem, ale w przepisie zamieściłam optymalną ilość składników na masę, jak sądzę. W każdym razie są słodkie i chrupiące, bardziej bożo narodzeniowe niż wielkanocne, ale pogoda też pomyliła święta ;p.
Niestety moje nie tylko w tym aspekcie krucho się zapowiadają.

Pora na życzenia świąteczne, czyli coś czego nie potrafię składać, bo to nie serwetka.
Życzę wszystkim wesołych i pysznych świąt, cokolwiek to znaczy. Bo każdy ma inną wizję szczęścia i inne kubki smakowe.

piątek, 6 kwietnia 2012

Mazurek z Mazur, choć niezbyt mazurski


W pożarze świątecznych zmagań chwila dla mazurka. Mało orginalny, bo chałwowo-orzechowo, ale święta to w końcu czas powrotu do tradycji. Zastanawiałem się czy wstawiać wielkanocne wypieki, ale co mi tam pochwalę się :p. Przepis zaczerpnięty, acz zmodyfikowany z mojewypieki.blox.pl.

środa, 4 kwietnia 2012

Urodzinowe serowo-marcepanowe.

Dziś... Urodzinowe ciasto dla mojej mamy. Impresja własna. Połączyłam jej ulubiony sernik z domowym marcepanem, za którym wprost przepada. Plus czekoladowy bonus. Prezent udany, bo bardzo smakował. No cóż mam nadzieję, że osłodzi jej czas oczekiwania na pana listonosza z właściwym pakuneczkiem :).

Składniki(na 1 porcje):

Spód:
200 g mielonych migdałów
5 łyżek cukru pudru
aromat/olejek migdałowy
200 g herbatników typu petit beurre
100 ml likieru czekoladowego
50 g gorzkiej czekolady

Mielone migdały w food processorze połączyć z cukrem pudrem, aromatem migdałowym i kilkoma łyżkami wody, tak aby masa nie była zbyt gęsta - musi się delikatnie ciągnąć. Herbatniki pokruszyć. Marcepan zagnieść z pokruszonymi herbatnikami i likierem. Tortownicę obłożyć folią aluminiową, oblepić masą spód i w miarę możliwości boki. Posypać pokruszoną czekoladą. Odstawić na 15 minut do lodówki.

Masa:
1 kg trzykrotnie mielonego twarogu
5 jajek
1 cukier waniliowy
6 łyżek cukru
1 łyżka esencji pomarańczowej
1 duży budyń - u mnie o smaku toffie
50 g gorzkiej czekolady

Twaróg zmiksować z cukrem, budyniem i esencją. Miksując wbijać po jednym jajku. Masę wylać na spód. Piec w nagrzanym do 180 stopni piekarniku przez 45 minut, po tym czasie ciasto wyjąć rozłożyć na wierzchu pokruszoną czekoladę i zapiekać kolejne 10-15 minut. Smacznego.

wtorek, 3 kwietnia 2012

Koktajlowe odkrycie.

  by niebochce
, a photo by niebochce on Flickr.

Ostatnio miałam przyjemność spróbować specjału zwanego Ayranem. Skusiłam się po przeczytaniu opini na ilewazy.pl i zdecydowanie słusznie. Bardzo orzeźwiający i smaczny, zwłaszcza że akurat lubię słone rzeczy. Dopadła mnie też faza na suszone figi i ostatnio są moim częstym deserem, stąd pomyślałam o takim połączeniu. Słony Ayran i słodka figa z dodatkiem ukochanych przypraw przypraw - dla mnie bomba smakowa :).

Składniki(na 1 porcje):

1 opakowanie Ayranu - u mnie 320 g
2-3 suszone namoczone figi
duża szczypta cynamonu
szczypta imbiru lub niewielki kawałek świżo startego korzenia
szczypta gałki muszkatołowej
opcjonalnie do posypania suszona starta skórka z pomarańczy i liście świeżej mięty

Wszystkie składniki dokładnie zblendować. Podawać schłodzone. Posypać przed wypiciem startą skórką z pomarańczy (warto!) i ewentualnie liśćmi mięty, ale to już ozdoba bardziej :). Smacznego

poniedziałek, 2 kwietnia 2012

Zupa krem na dobry dzień.

  by niebochce
, a photo by niebochce on Flickr.

Zielona zupa w jak na razie mało zielony kwiecień. Mało świąteczna, za to bardzo wiosenna. Preferuję zupy kremy, więc groszkowy z dodatkiem białej rzodkiewki zdecydowanie musiał zagościć na moim stole. Do fuzji groszku z cynamonem zainspirował mnie przepis z kwestiismaku. Nie żałuję, bo połączenie dość nieoczywiste, a bardzo smaczne.
Myślę nad pewnymi blogowymi zmianami, ale jeszcze nie będę ich przybliżać, bo pomysł dopiero kiełkuje i nie wiadomo czy dojrzeje, a co dopiero mówić zakwitnie ;p.

Składniki(na 3 porcje):

300 g mrożonego groszku
1 biała rzodkiew
1 pietruszka
1 korzeń selera
1 cebula
2 ząbki czosnku
1 łyżka/kostka bulionu warzywnego
kilka ziaren ziela angielskiego
3-4 liście laurowe
łyżeczka cynamonu
łyżeczka gałki muszkatołowej
szczypta soli i pieprzu
opcjonalnie do podania jogurt naturalny lub śmietana, przyprawa "suszone pomidory i bazylia", świeże liście bazylii

Do około 0,5 l wody dodać bulion, cebulę, czosnek, seler, pietruszkę, białą rzodkiew, ziele angielskie i liść laurowy, zagotować. Dodać mrożony groszek i gotować przez kolejne 8-10 minut. Wyjąć ziele angielskie i liść laurowy. Wsypać cynamon, gałkę, pieprz i sól, jeśli bulion był bez soli (osobiście takiego właśnie używam), zblendować zupę na dość gładki krem. Podawać najlepiej polaną jogurtem i posypaną bazylią. Smacznego.

niedziela, 1 kwietnia 2012

Tofuburger na lepsze samopoczucie.

  by niebochce
, a photo by niebochce on Flickr.

Bo lubię tofu. Bo lubię gryczany posmak nawet w kotlecie. Bo lubię jak bułka jest na wierzchu chrupiąca, a w środku miękka. Bo lubię porządnie zgrillowany bakłażan. Bo lubię jak ketchup spływa na sałatę. Bo lubię obecność groszku i buraczków, które nie załapały się do zdjęcia, na widelcu, a potem w żołądku. Bo lubię wegefastfood w domu, a nie w green-, czy bioway'u.

Składniki(na 2 burgery):

kotlety:
125 g kostka twardego tofu
2 łyżki pokrojonych w paski oliwek (ok.10 sztuk)
łyżeczka sosu sojowego
30 g płatków gryczanych
2 płaskie łyżki kaszy manny
ząbek czosnku przeciśnięty przez praskę
łyżeczka suszonego oregano
łyżka przyprawy 'bazylia suszone pomidory'
tłuszcz do smażenia

dodatkowo:
2 bułki - u mnie pełnoziarniste
4 dość grube plastry bakłażana
2 liście sałaty
2 plastry pomidora - użyłam po 2 pokrojone pomidorki cherry
2 łyżki kurek marynowanych
garść kiełków - u mnie brokuła
2 łyżki ketchupu
tłuszcz do posmarowania pieczywa - u mnie standardowo benecol
przyprawa do zapiekanek

Do tofu dodać sos sojowy, kaszę, płatki i przyprawy, zblendować. Dodać oliwki i dobrze wymieszać. Mokrymi dłońmi uformować 2 kotlety. Smażyć na lekko wysmarowanej tłuszcze, dobrze rozgrzanej patelni grillowej lub grillu (w taką pogodę w grę wchodzi tylko elektryczny :p).

Pokrojonego bakłażana osolić i odstawić na 15 mminut by pozbyć się goryczki. Umyć i smażyć wraz z kotletami na grillu.
Bułkę posmarować tłuszczem, obsypać jedną stronę (najlepiej wierzch bułki) przyprawą do zapiekanek i opiec w piekarniku. Na opieczonej bułce kłaść umyty i osuszony liść sałaty, tofuburgera, łyżkę ketchupu, po 2 plastry bakłażana, plaster pomidora i kiełki. Smacznego.